mar 07 2016

IV


Komentarze: 0

  Napisałem już o tym co było przed tym jak M. zerwała ze mną. Chyba czas napisać co było potem. I co jest teraz.

 Wspomniałem już, że przez pierwszy tydzień narobiłem a raczej nawypisywałem głupot, które mają wpływ na to w jakim punkcie znajduje się teraz. Po pierwsze pojechałem za nią do Wrocławia na sylwestra, naiwnie wierząc, że nagle pojawie się wśród tłumu to mimo wszystko będzie zadowoona. Myślałem, że się ucieszy. Stało się inaczej... To był długi dzień i nie będe go opisywał. Wystarcy chyba jeśli powiem, że  Nowy Rok M., jej siostry i w ogóle wszysycy, którzy tam z nią byli, z mojego powodu, zaczęli w dość "charakterystyczny" sposób. To była masakra. Nie wiedziałem co mam zrobić... Tym bardziej, że okłamałem ją odnośnie tego, że byłem w Krakowie mimo, że taki był mój początkowy plan. Dzień przed sylwestrem stwierdziłem, że ten plan zmienię i zgadując się z jedną z koleżanek M. Zaplanowałem sylwestra w dość dziwny sposób. To było pierwsze.

 

Dzień później M. oświatczyła, że idzie na studniówkę z kolegom chłopaka jej siostry. Na początku przyjąłem to chłodno ale potem coś puściło i się po mnie rozlało. Tego samego dnia w sumie najpierw napisałem do chłopaka jej siostry czy dało by się to jakoś odkręcić. A potem w złości już na wszystko przeprowadziłem bardzoniepotrzebną rozmowę z tą samą koleżanką od sylwstra.  Moja próba odkręcenia studniówki się wydała. 

 I to był chyba właśnie ten moment, w którym zobaczyłem, że to co ja wyrabiam jest beznadziejne. W końcu zacząłem rozmawiać o tym i o reszcie rzeczy, z którymi sobie nie radzę. Odbyłem parę bardzo szczerych rozmów z rodzicami, potem z psychologiem, który połączył moje zachowanie z czymś zupełnie innym. Całe szczęście w końcu okazało się to nie być prawidłową diagnozą.

 Od momentu kiedy wydało się to, że chciałem za plecami M. odkręcić jej pójscie na studniówkę powiedziałem sobie, ze wezmę się w garść bo inaczej zniszczę jakąkolwiek szansę na tamten związek i w ogóle zniszczę swoje życie. Powiedziałem sobie, że nie jestem kimś za kogo od paru lat wszysyc w koło mnie mają. Od tamtej pory wydarzyło się mnóstwo tym razem pozytywnych rzeczy. W moim życiu ale też we mnie nastąpiło dużo zmian i wszystkie one dążyły w bardzo dobrym kierunku. Cały czas utrzymywałem z M. kontakt. Nie pisaliśmy często ale bardzo mi się to podobało. W końcu zaczęło być normalnie. W końcu zrozumiałem, że to czego nie potrafiłem jej zapewnić jest takie proste. Od kiedy wziąłem się za siebie wszystko zaczęło się układać tak dobrze jak jescze nigdy przedtem  w moim życiu. Pewnego wieczora otrzymałem od M. 2 smsy, które sprawiły, że byłem tak niesamowicie szczęśliwym człowiekiem. Przez kilka następnych dni nie wierzyłem, że to wszystko się dzieje. Że wystarczyło ruszyć dupę, zeby naprawić to wszystko co zepsułem. Żeby naprawić zaufanie i wszystko to co spieprzyłem parę miesięcy wcześniej. Ten stan nie potrwał długo. 

 Parę dni później M. dowiedziała się o moich wszystkich rozmowach z koleżanką o której wspominałem. Dowiedziała się o wszystkim co w tamtym okresie do niej nawypisywałem. Od tamtej pory wszystko znowu się posypało. Nie chcę winić już tamtej dziewczyny. Było jej ciężko z tym wszystkim ale w takim razie mogła się nie zgadzać mi w tym wszystkim pomagać. Zaufałem jej a następnie dałem się ponieść emocjom pisząc stek bzdur odnośnie M.

 Od tamtej pory mimo, że kontynuuje to co zacząłem robić to nie jest to już to samo. Nie czuje się taki zadowolony z tego jak miało to miejsce jeszcze miesiąc temu. Dlatego postanowiłem ponownie udać się do psychologa lecz niestety tym razem innego.  To właśnie z powodu Pani J. zacząłem tutaj pisać. Jaki to ma cel? Czy w ogóle ma cel? Nie wiem. Powiedziała, że "na pewno będzie troche lepiej". Czy faktycznie jest? Szczerze? Narazie nie czuję. Podobno wielu osobom to pomaga. Miałem opisać Wam mniej więcej to co opowiedziałem jej. Miałem zupełnie obcym ludziom spróbować opowiedzieć co czuję i co mam teraz w głowie.

  Co czuję? No właśnie tego nie potrafię ukształtować w słowa. Tak samo z nią tak samo i teraz.

 Czuję się po prostu bardzo źle. Mimo wszystkich rzeczy, które robię i które powinny sprawiać mi mnóstwo satysfakcji to tak się do końca nie dzieje. Napisałem jakiśczas temu do M. tak zwyczajnie "co robi i czy wszystko u niej ok". Odpisała, że po co ja wogóle do niej piszę. Dla mnie to było równoznaczne "po co Ci zależy Maciek?", "po co o mnie myślisz?, "po co Ty mnie cały czas kochasz?". I chyba właśnie z tego zrobię tytuł, nad którym (pewnie niepotrzebnie) ale się zastanawiałem. Powodów jest całe mnóstwo i wypisałem może jedną tysięczną z nich. Żaden z nich nie ma znaczenia ponieważ ona uważa, że te słowa nijak mają się do tego co robiłem. Poniekąd ma racje tylko, że ona cały czas ma obraz tamtego dupka, który zniszczył jej życie. Chyba jestem też trochę zły a raczej mam żal. Właśnie tego nie potrafię w sobie znaleźć. Jestem innym człowiekiem a osoba, którą kocham ma mnie cały czas za kogoś kim już nie jestem. Nie radze sobie z tym. Mówią mi, "zobacz ile dziewczyn się w okół Ciebie kręci", "tego kwiatu jest pół światu". Co z tego?! Mimo, że ładne, ze zdolne, ze takie siakie czy owakie to po prostu nie mają tego wszystkiego co ma w sobie ona. Zrobiłbym dla niej wszystko, a ona nie chce na mnie nawet spojrzeć, nawet zamienić zdania. Piszę do niej chcąc dobrze ale ona woli patrzeć na mnie jak na swojego wroga albo kogoś obcego. Chciałbym jej pomóc. Chciałbym naprawić to co zepsułem. Wiem, że potrafię ale nie mam szansy tego zrobić. To jest dla mnie najgorsze. Bezsilność...

 Nie mam już sił dalej pisać. Zapętliłem się. Przerasta mnie to. Dobranoc Wam wszystkim.

trochelepiej : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz