Najnowsze wpisy


mar 15 2016 VII
Komentarze: 0

 Długo nie pisałem. Przerosło mnie to wszystko. Do tego dowiedziałem się, że ona przeczytała wszystko co tutaj napisałem. Może to dobrze? Dowiedziała się weu rzeczy, które we mnie siedzą. Być może nadal to czyta chociaż wątpię ponieważ chce się uwolnić ode mnie i moich problemów. Nie dziwie się. To nie jest łatwe a dla niej samo pisanie ze mną jest  trudne. Tak musi być. Dlatego postanowiłem dać jej spokój. Jadę dzisiaj porozmawiać z pewnym człowiekiem odnośnie siebie. Zobaczymy. Chcę dla niej normalnego życia. Sam go bardzo potrzebuję. 

trochelepiej : :
mar 09 2016 VI
Komentarze: 0

 Za bardzo nie chce mi się pisać ale miałem pisać codziennie, żeby to coś pomogło także piszę. Mam odebrać tort. Nie chciałem jej przekupywać. Chciałem być po prostu miły. Żeby kojarzyła mnie z czymś innym niż ciągłymi kłótniami i złym samopoczuciem. Pisaliśmy znowu tak samo... Przegadywanie się, prawie kłótnia. Ona chce, żebym dał jej spokój. Żebym się na zawsze odpierdolił. Nie chcę się poddawać. Wiem, że jeśli odpuszczę to za parę, parenaście lat będę tego bardzo żałował. Tylko co ja mogę? Ona nie chce mnie znać. Denerwuje ją samo to, że do niej napisałem. Każe mi dać sobie święty spokój. 

 

 Miałem dzisiaj wizytę u Pani J. Jedną z gorszych wizyt. Mam dość słuchania, że przecież poznałem tylko fajnych, miłych i ładnych dziewczyn. Każdy mi to ciągle powtarza. "Bierz sie za nią!", "Ta jest fajna i widać, że się jej podobasz", "Dlaczego ona Cie nie interesuje? Jest zdolna, miła, dobra, zgrabna i śliczna".  ---    Co z tego? Usłyszałem ostatnio : "dobra z Ciebie partia. Widzisz swoje wady, dostałeś już za nie nauczke i wiesz, że nie powtórzysz swoich błędów. Chcesz się dla kogoś zmieniać, jesteś opiekuńczy, potrafisz kochać, jesteś przystojny, uzdolniony, dobrze śpiewasz, wyrobiłeś sobie fajną sylwetkę a do tego, która dziewczyna nie chciałaby mieć faceta masażyste?" --- ona nie chce...

Nie chce się znowu posypać. Nie chcę stracić tego co udało mi się przez te miesiące wypracować. Wiem, że muszę jej dać spokój.

 Tylko ja ją tak bardzo kocham.

trochelepiej : :
mar 08 2016 V
Komentarze: 0

   Cześć. Dzisiaj dzień kobiet dlatego do pracy postanowiłem przynieść jakiś symboliczny "prezent" pracownicom. Pomyślałem o jakiś ciastakach albo babeczkach i wtedy przypomniała mi się wiadomośc, którą wysłałą do mnie M. jakieś dwa miesiące temu.

 Było w niej zdjecie tortu ozdobionego mnóstwem słodyczy. Napisała też, że to dobry sposób na uszczęsliwienie kogoś. Wiem, że to tylko tort czy zwykłe nic ale chcę jej taki podarować. Pewnie odbierze to źle ale jeśli nie spóbuję to się nie dowiem. Tak naprawdę nie chcę tego robić z jakiegokolwiek innego powodu niż ten, że mam nadzieję, że w jakikolwiek sposób poprawię jej humor. Że ją to ucieszy. Czeka mnie z tym kupa roboty dlatego narazie. Do jutra ~ :)

 PS wszystkiego najlepszego w Waszym dniu drogie Panie! :)

trochelepiej : :
mar 07 2016 IV
Komentarze: 0

  Napisałem już o tym co było przed tym jak M. zerwała ze mną. Chyba czas napisać co było potem. I co jest teraz.

 Wspomniałem już, że przez pierwszy tydzień narobiłem a raczej nawypisywałem głupot, które mają wpływ na to w jakim punkcie znajduje się teraz. Po pierwsze pojechałem za nią do Wrocławia na sylwestra, naiwnie wierząc, że nagle pojawie się wśród tłumu to mimo wszystko będzie zadowoona. Myślałem, że się ucieszy. Stało się inaczej... To był długi dzień i nie będe go opisywał. Wystarcy chyba jeśli powiem, że  Nowy Rok M., jej siostry i w ogóle wszysycy, którzy tam z nią byli, z mojego powodu, zaczęli w dość "charakterystyczny" sposób. To była masakra. Nie wiedziałem co mam zrobić... Tym bardziej, że okłamałem ją odnośnie tego, że byłem w Krakowie mimo, że taki był mój początkowy plan. Dzień przed sylwestrem stwierdziłem, że ten plan zmienię i zgadując się z jedną z koleżanek M. Zaplanowałem sylwestra w dość dziwny sposób. To było pierwsze.

 

Dzień później M. oświatczyła, że idzie na studniówkę z kolegom chłopaka jej siostry. Na początku przyjąłem to chłodno ale potem coś puściło i się po mnie rozlało. Tego samego dnia w sumie najpierw napisałem do chłopaka jej siostry czy dało by się to jakoś odkręcić. A potem w złości już na wszystko przeprowadziłem bardzoniepotrzebną rozmowę z tą samą koleżanką od sylwstra.  Moja próba odkręcenia studniówki się wydała. 

 I to był chyba właśnie ten moment, w którym zobaczyłem, że to co ja wyrabiam jest beznadziejne. W końcu zacząłem rozmawiać o tym i o reszcie rzeczy, z którymi sobie nie radzę. Odbyłem parę bardzo szczerych rozmów z rodzicami, potem z psychologiem, który połączył moje zachowanie z czymś zupełnie innym. Całe szczęście w końcu okazało się to nie być prawidłową diagnozą.

 Od momentu kiedy wydało się to, że chciałem za plecami M. odkręcić jej pójscie na studniówkę powiedziałem sobie, ze wezmę się w garść bo inaczej zniszczę jakąkolwiek szansę na tamten związek i w ogóle zniszczę swoje życie. Powiedziałem sobie, że nie jestem kimś za kogo od paru lat wszysyc w koło mnie mają. Od tamtej pory wydarzyło się mnóstwo tym razem pozytywnych rzeczy. W moim życiu ale też we mnie nastąpiło dużo zmian i wszystkie one dążyły w bardzo dobrym kierunku. Cały czas utrzymywałem z M. kontakt. Nie pisaliśmy często ale bardzo mi się to podobało. W końcu zaczęło być normalnie. W końcu zrozumiałem, że to czego nie potrafiłem jej zapewnić jest takie proste. Od kiedy wziąłem się za siebie wszystko zaczęło się układać tak dobrze jak jescze nigdy przedtem  w moim życiu. Pewnego wieczora otrzymałem od M. 2 smsy, które sprawiły, że byłem tak niesamowicie szczęśliwym człowiekiem. Przez kilka następnych dni nie wierzyłem, że to wszystko się dzieje. Że wystarczyło ruszyć dupę, zeby naprawić to wszystko co zepsułem. Żeby naprawić zaufanie i wszystko to co spieprzyłem parę miesięcy wcześniej. Ten stan nie potrwał długo. 

 Parę dni później M. dowiedziała się o moich wszystkich rozmowach z koleżanką o której wspominałem. Dowiedziała się o wszystkim co w tamtym okresie do niej nawypisywałem. Od tamtej pory wszystko znowu się posypało. Nie chcę winić już tamtej dziewczyny. Było jej ciężko z tym wszystkim ale w takim razie mogła się nie zgadzać mi w tym wszystkim pomagać. Zaufałem jej a następnie dałem się ponieść emocjom pisząc stek bzdur odnośnie M.

 Od tamtej pory mimo, że kontynuuje to co zacząłem robić to nie jest to już to samo. Nie czuje się taki zadowolony z tego jak miało to miejsce jeszcze miesiąc temu. Dlatego postanowiłem ponownie udać się do psychologa lecz niestety tym razem innego.  To właśnie z powodu Pani J. zacząłem tutaj pisać. Jaki to ma cel? Czy w ogóle ma cel? Nie wiem. Powiedziała, że "na pewno będzie troche lepiej". Czy faktycznie jest? Szczerze? Narazie nie czuję. Podobno wielu osobom to pomaga. Miałem opisać Wam mniej więcej to co opowiedziałem jej. Miałem zupełnie obcym ludziom spróbować opowiedzieć co czuję i co mam teraz w głowie.

  Co czuję? No właśnie tego nie potrafię ukształtować w słowa. Tak samo z nią tak samo i teraz.

 Czuję się po prostu bardzo źle. Mimo wszystkich rzeczy, które robię i które powinny sprawiać mi mnóstwo satysfakcji to tak się do końca nie dzieje. Napisałem jakiśczas temu do M. tak zwyczajnie "co robi i czy wszystko u niej ok". Odpisała, że po co ja wogóle do niej piszę. Dla mnie to było równoznaczne "po co Ci zależy Maciek?", "po co o mnie myślisz?, "po co Ty mnie cały czas kochasz?". I chyba właśnie z tego zrobię tytuł, nad którym (pewnie niepotrzebnie) ale się zastanawiałem. Powodów jest całe mnóstwo i wypisałem może jedną tysięczną z nich. Żaden z nich nie ma znaczenia ponieważ ona uważa, że te słowa nijak mają się do tego co robiłem. Poniekąd ma racje tylko, że ona cały czas ma obraz tamtego dupka, który zniszczył jej życie. Chyba jestem też trochę zły a raczej mam żal. Właśnie tego nie potrafię w sobie znaleźć. Jestem innym człowiekiem a osoba, którą kocham ma mnie cały czas za kogoś kim już nie jestem. Nie radze sobie z tym. Mówią mi, "zobacz ile dziewczyn się w okół Ciebie kręci", "tego kwiatu jest pół światu". Co z tego?! Mimo, że ładne, ze zdolne, ze takie siakie czy owakie to po prostu nie mają tego wszystkiego co ma w sobie ona. Zrobiłbym dla niej wszystko, a ona nie chce na mnie nawet spojrzeć, nawet zamienić zdania. Piszę do niej chcąc dobrze ale ona woli patrzeć na mnie jak na swojego wroga albo kogoś obcego. Chciałbym jej pomóc. Chciałbym naprawić to co zepsułem. Wiem, że potrafię ale nie mam szansy tego zrobić. To jest dla mnie najgorsze. Bezsilność...

 Nie mam już sił dalej pisać. Zapętliłem się. Przerasta mnie to. Dobranoc Wam wszystkim.

trochelepiej : :
mar 06 2016 III
Komentarze: 0

  Może po prostu, bez żadnego wstępu, zacznę.

 Odbiło to na mnie ogromne piętno ale jestem pewny, że dużo większe na M. To był dla niej okropny okres. Miała egzaminy maturalne a dodatkowo mnie, z przypadłością, o której wiedziało bardzo mało ludzi. Tak naprawdę to było ich kilku. Nie wyobrażam sobie co ona musiała wtedy przeżywać. Tak jak pisałem wczoraj, ani my ani nikt inny do kogo udawaliśmy się po pomoc nie wiedzieli z czym mamy doczynienia. Nikt nie potrafił tego zdiagnozować. 

 M. w tamtym okresie miała mnóstwo cierpliwości. Była w o wiele gorszej sytuacji niż ja a wszystko to znosiła. Robiłem straszne akcje, awantury, dziwnie się zachowywałem, byłem dla niej OKROPNY... A ona mimo to nie przestawała być dla mnie dobra i kochająca. Kiedy miałem już dość i chciałem w przypływie kolejnej furii od niej odejść wtedy podeszła do drzwi jej pokoju, przytuliła mnie i powiedziała, żebym został, że poradzimy sobie z tym. Potem jeszcze przez długi czas było ciężko. Wtedy właśnie nauczyła mnie gdzie najlepiej szukać pomocy. Co robić kiedy nie wiesz co robić. Kiedy jest Ci ciężko. Gdzie iść kiedy masz problem. Krótko mówiąc nauczyła mnie Boga i jak się modlić. Zrobiła to chyba w najlepszy możliwy sposób. To był i pomimo sytuacji nadal jest mój Anioł. 

 W końcu, po paru próbach różnorodnej pomocy, zaczęło robić się spokojniej. Nadal miałem problemy z panowaniem nad sobą z nerwami ale chcałem to zmienić. Zacząć panować nad sobą ,nad swoimi nerwami a nie pozwalaż, żeby to one miały kontrolę nade mną. Z tygodnia na tydzień, z miesiaca na miesiąc zaczęło się poprawiać. Przestałem robić jakieś wściekłę awantury o pierdoły. Coraz bardziej panowałem nd swoimi nerwami i nawet jeśli już się pojawiły to nauczyłem się je jaknajszybciej tłumić. Chciałem nad sobą pracować i być lepszym człowiekiem tak samo dla siebie jak i dla niej. Chciałem jej pokazać, że jej wysiłek, cierpliwość i nerwy nie poszły na marne. Że bardzo się staram. 

  Wtedy właśnie zaczęły się trudności tym razem z M. Puściły jej nerwy, które tyle czasu w sobie trzymała. Po raz kolejny skumulowało jej się to z innymi problemami, tym razem spowodowanymi wyborem szkoły i miasta, w ktorym bedzie powoli układała sobie życie i pójdzie na studia. Została jej tylko jedna opcja, której od początku nie chciała. Odrzucała ją na samym wstępie a okazało się, że albo to albo nic.

-Obiecałem konkretnie o jej sytuacji nie pisać dlatego już tego nie robię. To wszystko co musicie wiedzieć o przyczynach jej stanu-

Tym razem to ja starałem się być cierpliwy. Oczywście jej stau nie można porównywać do mojego bo to zupełnie co innego ale mimo to właśnie wtedy zaczęły się miesiące kiedy to ona zaczęła być, można powiedzieć, niedobra dla mnie. Trwało to miesiąc, potem trochę zelżało, żeby następnie zamienić się w 3 miesiące nerwówki, częstych ale krótkotrwałych zerwań. Było dużo kłótni, awantur często o nic. M. miała znowu masę zmartwień. Problemy na studiach, pomniejsze problemy ze zdrowiem i chłopaka, który był... już to napisałem z tym, ze cały czas podtrzymuję -niecierpliwy, egoistyczny gówniarz to nie jest adekwatne określenie. 

 

To ja powinienem w tamtym momencie być właśnie tą oazą spokoju, tą chodzącą cierpliwością, którą przez parę miesięcy była dla mnie ona. Powinienem zrobić dla niej to co ona zrobiła dla mnie. Powinienem być po prostu facetem, którego w tamtym momencie potrzebowała. Pamiętam, że mówiła, że nie cieszą ją tak jak dawniej te wszystkie rzeczy i niespodzianki, które robię. Oczywiście, że ją nie cieszyły skoro pomiędzy nimi zachowywałem się jak samolubny, dzieciuchowaty dupek... Nie czuła się stabilnie, nie czuła się pewnie a tego właśnie potrzebowała! I od tego właśnie wtedy byłem! A nie od tego, żeby o wszystko do niej mieć pretensje, o wszystko się czepiać, wydzwaniać kiedy była zajęta. Tym bardziej, ze najczęściej zajęta była swoją rodziną, która jest dla niej bardzo ważna. I dobrze wiedziałem, ze tak jest a mimo to cały czas byłem skończonym dupkiem. Osaczyłem ją pretensjami, "zamknąłem ją w klatce",w której zaczęła się w końcu dusić wraz z tym co leżało jej na sercu. Kiedy pomyślę o tamtym beznadziejnym frajerze to mam ochotę dać sobie w twarz... jak można być takim egoistą wobec kogoś kto tyle dla Ciebie znaczy... jak można nie pomóc tymbardziej komuś, kto nie jest dla nas obcym człowiekiem... Nie wiem jak mogłem być takim egoistom. Za każdym razem kiedy do siebie wracaliśmy myślałem, że zrozumiałem... że już wiem gdzie robię błąd po czym robiłem może nie taki sam ale podobny myśląc, ze to coś innego. Mylłem się. To wszystko co rzekomo rozumiałem miało swoje źródło zupełnie gdzie indziej. A ja nie wiem jak mogłem tego nie widzieć...Sam nie byłem w stanie przez to przebrnąć ale nie chciałem niczyjej pomocy. Z nikim o tym nie rozmawiałem. Byłem butny i beznadziejny...

 Za późno zrozumiałem, że potrzebuję z tym pomocy... że potrzebuję kogoś kto naświetli i wytłumaczy mi to wszystko. Przełamałem się i pomogło. Dzięki najpierw u Pana a następnie u Pani psycholog wreszcie zobaczyłem co ja tak właściwie nawywijałem...

Tak sobie myślę, że może to będzie przestroga dla kogoś z Was? Że być może któreś z Was jest w takiej albo podobnej sytuacji. Nie bójcie się rozmawiać. Moze niekoniecznie od razu z psychologiem ale z rodzicami, dziadkami. Z kimś kto przeżył o wiele więcej niż Wy. Zróbcie to od razu bo możecie stracić tego kogoś. A wtedy będzie już za późno. 

 Długo dzisiaj ale napiszę Wam jeszcze jeden cytat:

"Gdybyśmy nie tracili osób, które kochamy nigdy nie dowiedzielibyśmy sę ile dla nas znaczą".

  Nie przekonujcie się. Po prostu kochajcie i bądźcie prawdziwymi, odpowiedzialnymi facetami / kochającymi, dobrymi dziewczynami.

 Do następnego.

trochelepiej : :